W końcu moja siostra robiła tyle szumu wokół tego przepisu, że specjalnie dla niej postanowiłam tego spróbować. Efekt...cóż. To (hmmm jakiego by tu użyć słowa by trafnie to opisać) rozpływające się w ustach cudo jest warte tego medialnego szumu.
Po upieczeniu tych babeczek zagłębiłam się w filozoficzne pytania tj. "Czy ja naprawdę potrzebuję mąki?" lub " Trzy składniki to nie zawsze podstawa?".
Jedynym mankamentem tego przepisu jest to, że na pewnym etapie trzeba napracować się łyżką no ale za te wszystkie kalorie warto się poświęcić ;)
Składniki:
6 jajka
6 tabliczek czekolady
Przygotowanie:
Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej i odstawić do ostygnięcia. Do czekolady dodać żółtka i wymieszać rózgą kuchenną. Białka ubić na sztywną pianę. Dodać 1/3 piany do czekolady i wymieszać rózgą następnie dodać resztę białek i wymieszać do połączenia drewnianą łyżką. Ciasto przełożyć do papilotek. Piec w temperaturze 180 stopni do tzw. suchego patyczka.
Ja do dekoracji użyłam bitej śmietany i kakao jednak była to sytuacja kryzysowa ponieważ odrobinę za krótko piekłam muffiny i delikatnie opadły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz